Komisja Europejska wystąpiła do Europejskiej Agencji Chemikaliów (ECHA) o przygotowanie propozycji ograniczeń w stosowaniu ołowiu, w tym w amunicji i akcesoriach wędkarskich. Jest to bezpośredni rezultat badań ECHA, które wykazały „wystarczające dowody szkodliwości ołowiu, które uzasadniają wprowadzenie większych regulacji w tym zakresie na terenach lądowych, analogicznie do obowiązujących już na obszarach wodnych”.
List został wysłany w lipcu, w Polsce przeszedł bez echa, za to europejskie organizacje łowieckie wpadły wręcz w panikę – mimo tego, że w większości z nich dawno wprowadzono już duże ograniczenia. Nie wolno polować np. na obszarach wodno-błotnych. Polska jest jak zwykle w ogonie jakichkolwiek zmian, mimo tego, że do wycofania ołowiu wiele lat temu zobowiązał się Polski Związek Łowiecki.
ECHA ma rozważyć regulacje również odnośnie innych obszarów niż mokradłowe, „każdego innego obszaru zastosowań amunicji ołowianej, w tym strzelnic”.
Poprzednie próby KE były nieskuteczne, między innymi przez wadliwie przeprowadzone konsultacje społeczne. Mamy nadzieję, że tym razem sprawa zostanie definitywnie rozwiązana – choć trzeba spodziewać się oporu lobby łowieckiego i przemysłu zbrojeniowego.
Federacja europejskich organizacji łowieckich FACE zapowiada już, że jest przeciwna projektowi – choć POPIERA zakaz ołowiu na obszarach wodno-błotnych (co na to PZŁ?). FACE nie ukrywa, że jego przedstawiciele zasiadają w części komisji ECHA i będą w odpowiedni sposób „promować tradycyjną amunicję”.
Spróbujmy uczciwie ocenić, co oznaczałoby to dla myśliwych (nie znamy się na broni, dane te pochodzą wprost z Internetu):
? Koszty dostosowania się do regulacji. Amunicja ołowiana jest tańsza niż innego typu.
? Przymusowe wycofanie niektórych zabytkowych egzemplarzy broni.
? Wycofanie części pocisków małego kalibru.
? Część broni jest kalibrowana pod amunicję ołowianą. Inne rodzaje amunicji bez re-kalibracji oznaczałaby zmniejszoną celność.
Wszystko sprowadza się zatem tak naprawdę do pieniędzy. Na jednej szali mamy zdrowie ludzi i dobro przyrody, na drugiej wyłącznie koszt prywatnego hobby wąskiej części społeczeństwa (w Polsce to zaledwie 0,3% obywateli). Być może nowe regulacje wiązałyby się z jakimiś rekompensatami finansowymi lub okresami przejściowymi. Jeśli ma to pomóc przekonać FACE – jesteśmy za. Tak czy inaczej – byłby to niesamowity krok w dobrym kierunku. Również w przypadku wędkarstwa, gdzie gubione ciężarki są źródłem zatruć dla ryb i ptaków wodnych (część połyka ołów szukając na dnie drobnych kamyczków wspomagających trawienie – gastrolitów), ale też pośrednio drapieżników.