„Zaroślówka (Acrocephalus dumetorum) zasiedla środkową część Eurazji, od terenów położonych przy wschodnim Bałtyku, przez europejską część Rosji, Syberię, po środkową Lenę. (…) zimuje w południowej Azji: w Nepalu, Bangladeszu, południowych i wschodnich Indiach, na Sri Lance oraz w Myanmarze. Od końca XIX wieku trwa rozszerzanie areału lęgowego zaroślówki w kierunku zachodnim (…).”
To fragment ciekawej pracy o tym bardzo rzadkim w Polsce ptaku z rodziny trzciniaków. Pół wieku temu skolonizował Estonię i Łotwę, gdzie obecnie gniazduje kilka tysięcy par. Na Litwie wciąż pozostaje rzadki. W Polsce mamy do tej pory tylko jeden udokumentowany lęg (2011 r.), ale coraz więcej obserwacji.
Każdy rok w Warszawie przynosi nam jakieś nietypowe obserwacje – tym razem to właśnie zaroślówki, bo w niedalekiej odległości od siebie (200m) można od kilku dni spotkać dwa śpiewające samce. Angielska nazwa tego gatunku to Blyth’s reed warbler, co sugerowałoby powinowactwo z trzcinniczkiem. W rzeczywistości zaroślówka jest bardzo zbliżona do innej kuzynki: łozówki. Szczególnie wokalnie, bo to najłatwiejszy sposób identyfikacji. Podobnie jak łozówka ma niezwykle bogaty zestaw zapożyczeń od innych ptaków, ale śpiewa je wyraźnie wolniej. Oto przykład:
Eksperci są w stanie zauważyć różnice również w wyglądzie (np. oliwkowy kolor czy mała projekcja lotek), ale podejrzewamy, że większość osób uznałaby ptaka po prostu za innego przedstawiciela trzciniaków. Może to też być powodem dość niewielkiej wykrywalności gatunku.
Zaroślówkę najłatwiej usłyszeć od godziny 22, w nocy i wcześnie rano. Takie godziny aktywności również nie sprzyjają lepszej wykrywalności wśród miłośników ptaków 😉 Bliskość dwóch osobników pozwala na ciekawe odkrycia: ptaki wyraźnie różnią się wyglądem (jeden jest bardziej oliwkowy), piosenką, ale i zachowaniem – jeden z samców jest bardzo terytorialny i zaciekle odgania konkurentów, w tym głównie łozówki (może krzyżować się z tym gatunkiem). Prawdopodobnie za kilka dni ptaki zorientują się, że trochę „przestrzeliły” z migracją i nie mogąc spotkać partnera do lęgu – odlecą. Podobnie jak bywało to w ubiegłych latach, choć nigdy do tej pory nie dawały nam takiej fantastycznej okazji na obserwacje.
Dla formalności: nasze zdjęcia zawsze są robione z największą troską o dobro ptaków, nigdy nie wabimy, nie zbliżamy się, jeśli tylko widzimy, że mogłoby to niepokoić ptaki. Zdjęcie są robione bardzo dużym zoom’em, co sprawia tylko złudzenie bliskości.