Wydawałoby się, że pomysły dotyczące łapania dzikich ptaków w niewolę coraz bardziej odchodzą do przeszłości. W grudniowym numerze magazynu dla hodowców „Fauna i Flora” ukazał się artykuł krytykujący uniemożliwienie chwytania i trzymanie w klatkach gili, szczygłów i innych ptaków śpiewających. Autor tekstu – Andrzej Rutkowski – jest profesorem Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Oto główne tezy autora, uzasadniające jego zdaniem propozycję zmiany prawa w celu łapania łuszczaków w Polsce:
- Chwytane ptaki są migrantami ze wschodu lub północy (“nie są nasze”) i dzięki temu polska populacja gatunków gili czy szczygłów nie zostałaby naruszona.
- Ptaki w hodowli czują się lepiej, niż na wolności.
- Hodowla może stanowić rezerwuar genów na wypadek zapaści gatunków.
- Obserwacja ptaków w klatce (ze względu na bliskość i ciągłość) pozwala na lepsze poznanie ptaków.
Wysłaliśmy także List otwarty do autora – petycję, pod którą zebraliśmy kilkadziesiąt podpisów wśród przyrodników, pracowników naukowych i aktywistów.
Szkodliwość tego typu sugestii i przeciekania pomysłów niewolenia ptaków do umysłów czytelników wydała nam się tak duża, że skontaktowaliśmy się z redakcją i poprosiliśmy o możliwość zamieszczenia polemiki. Ukazała się ona w formie artykułu w majowym numerze magazynu „Fauna i Flora”. Poniżej jego treść. Nasza replika jest również dostępna na platformie Facebook.
W magazynie „Fauna i Flora” (wydanie 2017.12) opublikowano artykuł Andrzeja Rutkowskiego pt. „Czyżyk, szczygieł plus rodzina – ptasia moralność pani Dulskiej”. Autor sugeruje w nim wprowadzenie zmian w Ustawie o Ochronie Zwierząt, zezwalających na chwytanie i przetrzymywanie w niewoli dzikich ptaków śpiewających. Wierzymy mocno, że Polska może wyprzedzać inne kraje europejskie w nowoczesnym myśleniu o ekologii, bazując na najnowszych osiągnięciach, badaniach naukowych i tym samym budować nowe, lepsze rozumienie i współżycie ze światem przyrody, dążyć do poprawy obowiązujących regulacji prawnych w tym zakresie. Tezy stawiane przez wspomnianego autora są w tym kontekście groźne i nie odpowiadają stanowi faktycznej wiedzy dotyczącej przetrzymywania ptaków w niewoli. Postanowiliśmy zatem zabrać głos w dyskusji i wskazać na problemy merytoryczne, logiczne i etyczne w rozumowaniu autora.
Sytuacja prawna w Polsce i Europie
Głównym aktem prawnym w Polsce regulującym sytuację dzikich zwierząt jest Ustawa o Ochronie Przyrody, nie Ustawa o Ochronie Zwierząt, na którą kilkukrotnie powołuje się autor (która to dotyczy głównie dobrostanu zwierząt hodowlanych, gospodarskich). To prawda, że wypełniamy swoje międzynarodowe zobowiązania wynikające z tzw. Ptasiej Dyrektywy, a część europejskich krajów (jak wymieniana przez autora Hiszpania) nie idzie z jej duchem, nadużywając wyjątków w ogólnym zakazie łapania ptaków do hodowli. Co więcej, Malta w ogóle nie przestrzega swoich akcesyjnych zobowiązań i nie stosuje się do obowiązującego w Europie zakazu polowań i chwytania ptaków migrujących. Czy idąc za logiką autora powinniśmy sugerować podobne prawa dla myśliwych czy hodowców w Polsce? Oczywiście nie! To pułapka logiczna. Nie równajmy w dół do najbardziej zacofanych regionów Europy. Bądźmy liderem rozwoju myśli ekologicznej i ochrony przyrody! W wielu kwestiach Polska może być latarnią przemian w całej Europie! Hiszpania to kraj korridy, ale czy na pewno chcemy szukać tutaj wzorów do naśladowania? Konserwatywne południe Włoch, przez źle rozumianą tradycję, jest miejscem śmierci ok. sześciu milionów ptaków rocznie. Miejmy nadzieję, że zakrojone na szeroką skalę rządowe programy edukacyjne wpłyną na zmianę stosunku do ptaków kolejnych pokoleń Włochów. Kilka dekad kontynentalnych protestów, w tym ze strony wielu Polaków, zaczyna przynosić na Malcie wymierny skutek w postaci coraz powszechnego społecznego potępienia „tradycyjnej” praktyki łapania i zabijania ptaków.
Oczywiście zgadzamy się całkowicie, że mamy ogromną niekonsekwencję w stosowaniu praw ochrony ptaków w Europie. Nasze krytycznie zagrożone kuliki wielkie są zupełnie legalnie zabijane we Francji, choć utrata nawet jednego osobnika może stanowić katastrofę dla całej populacji. Przepisy i akty wykonawcze są niespójne, policja i sądy często zbyt pobłażliwe. Ale czy to uprawnia nas do tezy, że skoro prawo nie jest respektowane, to powinno być zarzucone? Takie rozumowanie na każdej innej społecznej płaszczyźnie doprowadziłoby przecież do anarchii. Rozmawiajmy i walczmy o skuteczniejsze metody międzynarodowej ochrony ptaków, o unifikację ich praw, mówmy o nonsensach unijnej administracji i słabości służb w poszczególnych krajach – współpracujmy nad ratowaniem ptaków, których liczebność spadła przecież w ciągu kilku dekad o kilkadziesiąt procent. Oczywiście nie wszystkie gatunki notują spadki liczebności, ale człowiek udowodnił już w przeszłości, że jest w stanie zagrozić przetrwaniu niemal każdego gatunku (casus gołębi wędrownych).
Autor porównuje europejskie niespójne prawodawstwo do „Dulszczyzny” – może słusznie! Ale jak nazwać troskę jedynie o „nasze” (lęgowo) ptaki, sugerując łapanie w celach hodowlanych migrujących gości? Dokładnie takie podejście zabija „nasze” bociany w Libanie. Ptaki nie znają granic, więc nie może istnieć ich krajowa, lokalna ochrona. Powstrzymanie zapaści wymaga współpracy nas wszystkich, w Europie, w Afryce, w Azji, ale z pewnością nie przez wspominane przez autora Parki Ochrony Przyrody, bo taka forma nie istnieje.
Obserwujmy naturę… w naturze
Autor w podsumowaniu swojego artykułu dzieli miłośników przyrody na osoby ceniące możliwość kontaktu bezpośredniego z nią i „ideowców”, ale… nie jesteśmy pewni, po której stronie stawia się sam autor, wyraźnie sugerując, że zamiast poznawania behawioru ptaków w prawdziwym, naturalnym środowisku wybiera i wspiera przypatrywanie się zwierzętom przez pręty klatek. Płeć szczygłów można odróżnić tylko w niewoli? Oczywiście, że nie, trzeba tylko poświęcić więcej czasu na obserwację kluczowych cech w terenie. Żaden z wymienionych łuszczaków w Polsce nie jest w stanie wyprowadzić trzech tak licznych, pełnych lęgów. Lęgi drugie lub powtarzane (!) nie są tak duże jak pierwsze. Ptaki zużywają ogromną ilość energii na wykarmienie piskląt, a pokarm w środowisku wraz z przemijaniem pór roku jest coraz mniej wartościowy.
Populacje gatunków ptaków migrujących są bardzo wrażliwe na wpływ wielu czynników, z których nie wszystkie są nam znane, powtarzalne i przewidywalne. Niektóre gatunki (choćby właśnie gile, szczygły i czyże) mają bardzo duże wieloletnie fluktuacje liczebności (badania MPPL prowadzone przez Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków). Wyłapywanie kolejnych osobników w latach spadku liczebności gatunku mogłoby być katastrofalne! Musimy pamiętać, że nie mamy w danej chwili całkowitego obrazu stanu przyrody i w związku z tym zawsze warto działać z wrażliwością i pokorą.
Dodajmy też, że nawet chwytanie w celach naukowych, służące wprost ochronie ptaków, może kończyć się niestety ich uszkodzeniem (część gatunków jest szczególnie wrażliwa, między innymi gile i makolągwy). Wymagane jest tu zatem specjalistyczne przeszkolenie ornitologiczne. Zezwolenie na to amatorom hodowli byłoby otworzeniem puszki Pandory. Czy wierzymy w to, że Państwo miałoby realne możliwości kontroli takich osób, ich kwalifikacji i oceny strat wyrządzanych środowisku? To prawda, że są i będą hodowcy, którzy stworzą ptakom fantastyczne warunki życia. Ale tak samo prawdą jest, że są i będą osoby stawiające na pierwszym miejscu zysk, nie dobrostan ptaków. Wiemy, jakie patologie niesie za sobą hodowla ptaków śpiewających w innych krajach. Czemu w Polsce miałoby być inaczej? We Włoszech proceder kontrolują zorganizowane grupy przestępcze. Popyt na Malcie jest tak duży, że przemytnicy wykradają i transportują ptaki nawet z Wielkiej Brytanii. Ptaki przewożone są w walizkach, plastikowych tubach, słoikach, nie karmione i nie pojone czasami przez kilka dni. Nawet 90% z nich nie przeżywa. Sami widzieliśmy w różnych krajach Europy i Afryki ptaki przetrzymywane w strasznych warunkach, często w zatęchłych piwnicach, w ciemności. Ptaki karmione resztkami naszych posiłków, narażone na hałas, towarzystwo psów i kotów. Negatywne przykłady mamy też z Polski; wiemy jak niską wiedzą ornitologiczną dysponują myśliwi, a mimo to nie wahają się w ułamkach sekund oddawać strzały do ptaków, które często stanowią osobniki rzadkich i chronionych gatunków. Podobne pomyłki mogą zdarzać się łapaczom ptaków (nawet celowo!). Rzadkie gatunki zawsze będą wysoko cenione na czarnym rynku, a po upowszechnieniu chwytania ptaków nasze możliwości prawnej i organizacyjnej kontroli tego procederu znacznie spadną.
Ewolucja ornitologii
W swoim artykule autor powołuje się na takie postaci z poznańskiego świata nauki jak Heribert Kalchreuter, który już w swoich czasach był postacią kontrowersyjną i jednoznacznie wspieraną tylko przez organizacje myśliwskie, i Jan Sokołowski. Nie odbierając nic z ich dorobku, musimy mieć jednocześnie świadomość postępu naukowego, jaki dokonał się w ostatnim stuleciu. Pamiętajmy, że sięgamy tu czasów, gdy ornitolodzy i placówki naukowe wręcz na wyścigi pozyskiwały „ciekawe okazy” do swoich kolekcji, a polowania na ptaki drapieżne powszechnie uważano za metodę ochrony przyrody. Większość żyjących dwudziestowiecznych ornitologów dystansuje się obecnie od swoich dawnych teorii i praktyk.
Zmieniła się nie tylko mentalność przyrodników, biologów, ornitologów – (r)ewolucję technologiczną przeszły również metody badawcze. Z bezpiecznego dla ptaków dystansu możemy obserwować, badać przyrodę lepiej niż kiedykolwiek wcześniej, dzięki nowoczesnym lornetkom i lunetom, kamerom, fotopułapkom, transmisjom online, ale również dzięki ogromnej ilości materiałów naukowych i edukacyjnych w Internecie, świetnej literaturze, atlasom itd., poznając prawdziwe zachowania ptaków w naturze, nie w klatce.
Autor sugeruje, że rekreacyjna hodowla ptaków może być rezerwuarem osobników w przypadku potrzeby ich reintrodukcji. To mylenie skutku z przyczyną! Hodowla na cele reintrodukcji, introdukcji czy odtwarzania populacji powinna być ostatecznością, choćby ze względu na bardzo małą pulę genetyczną, krzyżówki międzygatunkowe czy brak wykształconych naturalnych zachowań. To nie hodowcy, ale np. ogrody zoologiczne i dedykowane placówki mogą mieć tu do odegrania pewną rolę. Ogrody zoologiczne są zresztą kolejnym przykładem na ewolucję myśli przyrodniczej — coraz częściej porzucają swój rozrywkowy, menażeryjny charakter na rzecz ochrony zasobów środowiskowych. Autor ma niewątpliwie rację odnośnie ochrony gatunków przez ochronę terenów cennych przyrodniczo, ale musi iść ona w parze z ochroną w naturze osobników i całych populacji.
Pochwała życia w niewoli?
Odpowiedzi wymaga także pojawiające się twierdzenie, iż przetrzymywanie ptaków w klatkach odbywa się bez szkody dla nich samych. Mogą one przyzwyczaić się do zmiany w swoim środowisku życia, jaką jest ograniczenie przestrzeni życiowej i ciągła bliskość człowieka, jednak trudno mówić tu jednoznacznie o wyzwoleniu się od stresu. W swoich badaniach nad tym zagadnieniem profesor zoologii z Uniwersytetu w Cambridge James Serpell wskazuje na wiele nieprawidłowości, do jakich prowadzi więzienie ptaków: powtarzające się zachowania (ruchy głową lub ciągłe przestępowanie z nogi na nogę), nietypowa agresja, wyrywanie piór.
Zabieranie zwierząt dzikich z ich naturalnych siedlisk zagraża nie tylko indywidualnym osobnikom, ale także całym populacjom i ekosystemom. Niech miarą naszego człowieczeństwa będzie umiejętność rezygnacji z działania, które samo nie będąc potrzebnym do przeżycia człowieka, innym stworzeniom przynosi cierpienie i śmierć. Wyłapywanie ptaków w niewolę przez ludzi nie może być porównywane do naturalnie zadawanej śmierci w poprawnie funkcjonującym ekosystemie. Nie warto tłumaczyć i usprawiedliwiać nielegalnego hobby w sposób, który trywializuje przestępstwa wobec środowiska naturalnego.
Fundacja Psubraty